|
www.dubbing.fora.pl Jedyne forum w Polsce poświęcone dubbingowi do seriali i filmów dla dorosłych
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bytuch
Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob Sie 28, 2010 3:52 pm Temat postu: Rok 1935 |
|
|
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
ROK 1935
==================================================
1."Siostra Marta jest szpiegiem" (I was a spy) - W.Bryt. 1933 r. reż.Victor Saville
- Lidia Wysocka; Jan Bonecki;...
.[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych]
"...Z wielką ciekawością czekano na ten pierwszy "artystyczny dubbing". Piszę: pierwszy, bo w zasadzie "dubbing" nie jest nowością w naszych kinach. Były już liczne próby: dwa filmy amerykańskie (Paramount), dwa filmy niemieckie ("Ulubieniec Bogów" i "Dwa serca biją w walca takt"), sporo filmów krajowych (zdjęcia nieme w plenerze, a potem - podkładanie głosów w atelier), wreszcie - wszystkie groteski rysunkowe (Betty Boop mówi głosem miss Heleny Kane i t.d.), jednakże tamte dubbingi były dorywcze, naogół nieumiejętne, niekiedy niedbałe. Dopiero w omawianym filmie mamy do czynienia z prawdziwym t. J. artystycznym dubbingiem. Tak samo powiedzieć można: z dubbingiem starannym. To jeszcze nie jest doskonałość. Są tu i ówdzie usterki. Matka bohaterki mówi głosem drewnianym, beznamiętnym słowa, które powinny dyszeć i tętnieć popłochem, przerażeniem... Marta i Stefan spiskują głośno o dwa kroki od żołnierzy niemieckich, a powinni mówić szeptem... Naogół jednak dubbing zdał egzamin. Wrażenie filmu jest wielokroć silniejsze, gdy wyrzucono z ekranu ciężki balast napisów, odwlekających uwagę widza od akcji. Wzrok nie skacze po napisach, by śpiesznie wracać do istotnych swoich zadań: do wątku zdarzeń na ekranie. Słuch nie ociera się o niezrozumiały skrzek obcych słów. Zrazu jeszcze przekorna uwaga czepia się ust aktorów, kontrolując ścisłe dopasowanie dźwięków i poruszeń, lecz po pewnym czasie słabnie czujność tej zbytecznej kontroli (zbytecznej, bo to zadanie należy do twórców, a nie do widzów) i tworzy się pożądany akord wrażeń słuchowych i optycznych.
Tyle co do strony formalnej. Przechodząc do oceny istotnych zalet filmu, należy uznać, że są one bardzo duże. Film, solidnie, po angielsku, zrobiony, wyróżnia się wysokim stopniem kultury. Podziwiam subtelność, z jaką potraktowano tak drastyczny temat, jak szpiegostwo podczas okupacji niemieckiej w Belgji. Jakże tu łatwo było popaść albo w krzykliwą demagogię, albo w płaski melodramat! Uniknięto jednego i drugiego. Dlatego też obraz robi wrażenie przejmującej, realnej prawdy. Sceny zbiorowe przypominają najlepsze wzory amerykańskie ("Wielka parada", "Na zachodzie nic nowego"), strona psychologiczna góruje całą przewagą starej kultury nad nową... Z wykonawców - miejsce honorowe zajmuje Madeleine Carol (nic wspólnego z Nancy Carroll), świetna artystka angielska, okaz talentu wielkiej próby. Osoba, która użyczyła jej głosu w dubbingu polskim, zdradza również talent niepowszedni. Bez wahania witam w niej przyszłą gwiazdę scen i ekranów polskich. Konrad Veidt, w roli niemieckiego oficera kawalerji, jest powściągliwy w gestach i słowie, doskonały w sylwetce, trochę demoniczny w mimice (Cezar Borgia, Caligari?) a brzmienie jego polskiego głosu, użyczonego przez p.Boneckiego, doskonale pasuje do tej wyniosłej postaci.
.............[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych]
Herber Marshall jest dość bezbarwny i nieciekawy, zarówno wyglądem, jak i dykcją w dubbingu. Jego poprawna angielska wymowa była największym atutem w Ameryce. Gdy mu to odjęto ( w dubbingu ) - pozostało niewiele.
Specjalna wzmianka pochlebna należy się technice dubbingu w ustach - ocienionych wąsami i brodą - burmistrza i doktora. Ci dwaj mówią po polsku bez najmniejszej skazy. Kto wie, czy z rozpowszechnieniem dubbingu nie zacznie się w Hollywood moda na wąsatych i brodatych aktorów?
Nie mogę wreszcie nie pochwalić kopji, bardzo wyraźnej i czystej: skutek braku napisów, bo napisy wymagają kontratypów (powtórnych kopji), te zaś często są wadliwe i ciemne, już dla tego samego dubbing winien być z radością witany przez miłośników kina."
[L. B. ; KINO nr.4; 27 styczeń 1935 r. ]
......................................................................[link widoczny dla zalogowanych]
Na fotografii: Lidia Wysocka (fot. Kino 1935 r.)
"Idą piękne Pistoletki i młode Pistolety"
"... Na zakończenie - zapowiedź: na przyszły rok kończy P.I.S.T. jedna z czołowych laureatek konkursu "Kina" - Li Wysocka, której... fonogieniczność podziwialiśmy w filmie "Siostra Marta jest szpiegiem", gdzie "dubbingowała" tytułową rolę Madeleine Carroll. Obecnie, jak słychać, wytwórnia Leo-film, za specjalnym pozwoleniem dyr. Zelwerowicza, powierzyła naszej laureatce główną rolę w nowym filmie. Brawo! [H.Liński]
[Kino nr.29, 21 lipca 1935 r.]
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
2. "Epizod" (Episode) - Austria 1935 reż. Walter Reisch
.[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych]
"Wejście tego filmu na nasze ekrany poprzedziła rozgłośna fama sukcesu głównej bohaterki, Pauli Wessely, nagrodzonej na Festivalu weneckim za najlepszą kreację - właśnie w "Epizodzie". Paula Wessely, chluba scen wiedeńskich, ukazała się w r. u. w "Maskaradzie" - i, pomimo swych niekorzystnych warunków zewnętrznych, zdobyła powszechny aplauz. Głównym i wyłącznym jej atutem - jest bezpośredniość i szczerość w ekspresji zarówno mimicznej, jak i wokalnej.
Ten atut niestety, został w "Epizodzie" dotkliwie zredukowany przez "dubbing". Nie wchodząc w motywy, jakie skłoniły przedsiębiorców do zdubbingowania tego filmu - poprzestać musimy na stwierdzeniu, żę najgorzej wyszła na tem główna bohaterka, to też dla właściwej oceny jej gry niezbędny byłby pokaz "Epizodu" w wersji oryginalnej. Po tem zastrzeżeniu, należy wyrazić pełne uznanie wysokiej kulturze wykonania zarówno w reżyserji, unikającej zbyt jaskrawych podkreśleń, jak i w grze i w djalogu..." [L. B.]
[Kino nr. 40; 6 październik 1935 r.]
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
3. "Pawjan"(Baboona) - USA 1935 r. reż. Martin E. Johson, Osa Johnson
......................[link widoczny dla zalogowanych]
Na fot. Osa Johnson z małpką w pomalowanym w pasy imitującymi zebrę aeroplanie Sikorski.
"Film dokumentalny. Zdjęcia robione przez samych podróżników, z któremi spotykalismy się na ekranie, Martiniego i Osy Johnsonów, z ich wyprawy naukowej, w głąb Afryki, na samolotach. Jeden samolot pomalowany w pasy, imitujący zebrę, drugi centkowany jak żyrafa - przesuwają się nad dzikiemi bestjami, które uspokojone podobieństwem "wielkich ptaków" do tych zwierząt, które imitować mają, nie zwracają prawie uwagi na samoloty, pomimo warkotu motorów. Ułatwia to podróżnikom zdjęcia i docieranie do najtajniejszych zakątków dżungli, w celu obserwowania życia dzikich zwierząt u nich "w domu". Akcji nie ma tu żadnej, a pomimo to odbywamy tę niezwykle ciekawą podróż, oglądamy z wysokości 2000 metrów te cuda przyrody z zapartym oddechem. To nie jest dżungla zbudowana w atelier wytwórni i puszczone obłaskawione zwierzęta z Zoo, lecz olbrzymie stada zebr, żyjących na wolności, stada słoni, żyraf, flamingów, pawjanów i gromady lwów, które rozłożyły się pokotem wśród samolotów. Trzeci samolot zajęty jest przez operatora filmowego i przez speakera, jedną z większych zalet tego filmu jest to, że niema żadnych napisów pod obrazami, co pozwala całą uwagę zwrócić na obrazy i że speaker mówi po polsku, bardzo wyraźnie, nie opóźnia się, ani pospiesza z objaśnieniami, przesuwających się obrazów. Nie można nie zwrócić uwagi na projekcję, wyjątkowo staranną, którą operator w miarę potrzeby zwalnia i pozwala na dokładne obejrzenie ciekawych zdjęć. Film świetnie zmontowany. Fotografja czysta. Wspaniałe zdjęcia. Jako jeszcze jedną zaletę wymienić trzeba i to, że w filmie niema strasznych, okrutnych scen, wzajemnego pożerania się zwierząt i polowań na bezbronne stworzenia. Niektóre zdjęcia poszczególne robione są ze zbyt wysoka i np. flamingi, ptaki wielkości bociana, wyglądają jak małe, białe kulki, nie większe od kurzego jaja. Niewiele większe są, zdjęte z tej samej wysokości, zebry.
Pożądane byłoby, ażeby ten film, ze wszechmiar zasługujący na uznanie, doczekał się powrotu młodzieży z wakacyj letnich." [Wanda Kalinowska]
[Kino nr.35; 1 wrzesień 1935 r.]
===========================================================================
PIERWSZY POLAK
przed mikrofonem wytwórni amerykańskiej
" Tak się ostatnio złożyło, że miałem okazję porozmawiać nieco obszerniej z znanym aktorem i reżyserem teatralnym i filmowym Romualdem Gantkowskim. Przy tej okazji Gantkowski opowiedział mi dla Czytelników "Kina" niezwykle ciekawe, pełne emocji i przygód dzieje swojej pracy artystycznej na szerokim świecie. Jak wiadomo, Romuald Gantkowski, ongiś aktor Teatru Polskiego w Poznaniu, uczeń Romana Żelazowskiego, później hospitant i asystent Maxa Reinhardta w Berlinie, a zarazem działacz społeczny na terenie emigracji polskiej, zorganizował objazd artystyczno - propagandowy z własnym zespołem po Ameryce Północnej. Impreza ta, ciesząca się sukcesami artystycznemi, skończyła się, niestety, krachem materjalnym.
Romuald Gantkowski odesłał wówczas zespół do Polski, sam zaś próbował swoich sił w teatrze i w filmie. Oto, co mówi Gantkowski o swoich ówczesnych przygodach:
- W bardzo paskudny czas - był to okres przykrych i ponurych dni styczniowych 1930 r. - przyjechałem z Chicago do New Yorku. Po niepowodzeniu w Chicago, gdzie po załamaniu się mojej imprezy w połowie 1929 r. - usiłowałem stworzyć stały polski teatr - niewielkie mogłem mieć nadzieje na zdobycie jakiejś pracy. Powitany serdecznie przez Adama Didura - naszego wielkiego śpiewaka, chlubę Metropolitan - Opera - House - z którym zaprzyjaźniłem się w czasie mego pierwszego występu w New Yorku na wiosnę 1929 r. zacząłem się rozgladać za jakiemiś możliwościami.
Niestety, Polonia New - Yorska - jeszcze rok temu tak bardzo serdeczna - raczej obojętnie, a nawet częściowo wręcz wrogo ustosunkowała się do mojej osoby. Nic dziwnego! Wszak człowiek bez pieniędzy, w dziurawych butach, podartym garniturze, nie wiedzacy - co mu jutro przyniesie i czy będzie miał na obiad - nie może wzbudzić zaufania czy sympatji.
Właśnie dlatego z wielką wdzięcznością i ze wzruszeniem wspominam tych nielicznych przyjaciół - którzy mnie w tych tragicznych chwilach wspierali moralnie i materjalnie.
Położenie moje stawało się jednak rozpaczliwe. Pamiętam taki mróźny szary dzień, kiedy to z dzielnicy West, gdzie mieszkałem - szedłem w rozszalałą śnieżną zawieję przez Central Park pieszo do wschodniej dzielnicy olbrzymiego miasta z frakiem pod pachą - jedynym moim w tym czasie dobytkiem, by u handlarzy zastawić czy sprzedać ten mój "skarb".
Marzłem nielitościwie, śnieg siekł mi w oczy - upadłem ze zmęczenia i wycieńczenia (od kilku dni prawie że nie jadłem) i z tem mojem zawiniątkiem przemierzałem uparcie pół New Yorku pieszo z nadzieją w sercu, że uda mi się zdobyć kilka dolarów i przeżyć znowu kilka dni. Straciłem dwie godziny czasu na ten "spacer", a kiedy doszedłem do celu - moi "Żydkowie" przeważnie zreszta z Polski rodem - odesłali mnie z kwitkiem, twierdząc, że fraka kupić nie mogą, bo ich klientela nie reflektuje na takie eleganckie ubranie. No i znowu spowrotem dwie godziny marszu - ale już bez nadzei - do zimnego pokoju o chłodzie i głodzie. Tak to niewesoło działo mi się w połowie lutego Roku Pańskiego 1930 r. Zdawało się, że kres mój nadszedł. Tak przynajmniej mówiono sobie na "ucho" w Polonji nowojorskiej.
Nie dając za wygraną - wziąłem pewnego dnia książkę telefoniczną i wypisałem sobie adresy wszystkich wytwórni filmowych w New Yorku. Jakkolwiek nie miałem dotąd nic z filmem wspólnego poza krótkiem przeszkoleniem, jakie przeszedłem w 1927 r. w Berlinie na kursie filmowym zorganizowanym przez "Ufę" dla uczennic i uczniów Reinhardta - sądziłem, że znając kilka języków i wobec opanowania przez film dźwiękowy całego świata mogę mieć szanse. Byłem przecież aktorem i reżyserem, uczniem słynnego Reinhardta!
Przykre to były chwile, kiedy obdarty i wycieńczony stanąłem w wspaniałych pałacach (dosłownie), siedzibach "Paramountu", Metro Goldwyn Mayer, "Foxa" i. t. d. I o dziwo! Przyjmowano mnie wszędzie bardzo uprzejmie - wypytywano skrupulatnie, kto jestem, gdzie pracowałem, co umiem - pytano się o rekomendacje. Poczem zapisywano adres i obiecywano dać znać za parę dni. Sądziłem, że to grzeczna forma odmowy. Nie znałem jeszcze Ameryki i mentalności amerykanskiej. W Europie, a szczególnie u nas nie wpuszczonoby mnie w takiem zaniedbanem ubraniu nawet do przedpokoju jakiegos dyrektora czy prezesa. Co innego w Ameryce, Amerykanin inaczej rozumuje. Obchodzi go przedewszystkiem "osobowość" petenta - osobiste wrażenie po kilkuminutowej rozmowie decyduje o przyszłości danego osobnika.
Tak więc znalazłem się w dwóch wytwórniach w "Paramouncie" i w "Fox'ie" przed obliczami samych dyrektorów. Mister Sheehan, dyrektor działu zagranicznego "Foxa" wzbudził we mnie i podziw i wielką sympatję.
.....................[link widoczny dla zalogowanych]
Na fotografii Romuald Gantkowski (fot. Bil.)
Zapewnił mnie Mr. Sheechan, że wkrotce zawezwie mnie do dokonania próbnego zdjęcia głosowego. Druga wizyta w Paramouncie na Turner Square w charakterystycznym drapaczu, znanym z fotografji na całym świecie - w gmachu, w którym mieści się także kino "Paramount" i gdzie pracuje dla samego tylko przedsiębiorstwa panów Zuckor i Laskiego 3.500 urzędników - wypadła również pozytywnie.
Skierowano mnie tam do działu zagranicznego - później do świeżo otworzonego działu synchronizacji i dubbingu filmów amerykanskich na obce języki, do dyrektora tego działu Mr. J. Karola. Siedząc w luksusowym gabinecie vis a vis Mr. Karola i rozmawiając z nim po niemiecku - nie mogłem wówczas przypuszczać dwóch rzeczy. Po pierwsze, że ten Mr. Karol - to rodowity lwowianin, no i że ten lwowianin odegra tak zasadnicza i wielką role w mojem zyciu. I stalo się, że po kilku dniach otrzymalem wezwanie do Paramountu i do Foxa. Zacząłem od Paramountu. Zgłosiłem się do tegoż Mr. Karola o wyznaczonej godzinie, a w kilka chwil później mknąłem z nim i jego asystentem administracyjnym Fr. Kirschnerem autem do studia New Yorskiego Paramountu "Long Island Astoria Studio". Nie zapomnę nigdy tej chwili, gdy stanąłem stremowany przed mikrofonem i kiedy kazano mi zaimprowizować cokolwiek po polsku i po niemiecku.
Mam wrażenie, że byłem pierwszym Polakiem, przemawiającym do mikrofonu w amerykańskiej wytwórni. Po dokonanej probie, usłyszałem bezpośrednio swój głos - niesamowite wrażenie. Nazajutrz już pracowalem w dziale "dubblowym" jako aktor polski i niemiecki. Pierwsza moja gaża wynosiła 100 dolarow za nagranie po polsku dwuminutowego prologu wodza szczepu indyjskiego w filmie p. t. "Silent Enemy" (Milczący wróg).
...[link widoczny dla zalogowanych].[link widoczny dla zalogowanych]
dwa fotosy z filmu "Milczący wróg".
Musiałem się podobać mojemu szefowi, gdyż zaproponował mi stałe engagement w charakterze kierownika artystycznego i reżysera działu "dubbingu" wytwórni "Paramount". Mając jednocześnie bardzo korzystną ofertę ze strony "Fox'a" od Mr. Sheehana - wahałem się długo. I znowu przypominam sobie taki spacer z przyjaciółmi po Central Parku - ale już w innym nastroju - w cudną majową noc - gdzie nie myślałem już o zastawieniu fraka - ale roztrząsałem dwie propozycje. I kto wie, czy dobrze zrobiłem, decydując sie na "Paramount". Gdybym był przyjął ofertę Mr. Sheehan'a - nie byłbym może teraz w Polsce. Jakób Karol z "Paramountu" przeważył szalę tem, że w końcu (po trzech miesiącach) przemówił do mnie nagle w studio po polsku, no i obiecywał mi złote góry, jeżeli zaakceptuję propozycję i pojadę z nim do Paryża, gdzie właśnie "Paramount" organizował swój europejski oddział w Joinville - stwarzajac z niczego olbrzymi, nowoczesny warsztat pracy. Wybrałem "Paramount" i tak się stało, że po kilkumiesięcznej pracy w charakterze aktora, reżysera i kierownika artystycznego w Long Island Astoria Studio wyjechałem z kontraktem w kieszeni 3 lipca 1930 r. na pokładzie "St. Homeric" do Cherbourga, żegnany "najserdeczniej" przez całą gromadę "przyjaciół".
Tyle o sobie Romuald Gantkowski.
Po zlikwidowaniu francuskiej filji Paramountu w Joinville, Gantkowski wrócił do kraju. Z pewnością usłyszymy jeszcze nieraz jego nazwisko w związku z jego planami filmowemi, zakrojonemi na wielką skalę."
[K.F.; Kino nr. 9; 3 styczeń 1935 r.]
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez bytuch dnia Śro Wrz 08, 2010 9:11 pm, w całości zmieniany 31 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bytuch
Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto Sie 31, 2010 9:55 am Temat postu: |
|
|
PODZIĘKOWANIA.
Chciałbym w tym miejscu serdecznie podziękować Panu Andrzejowi Kuźmińskiemu za udostępnienie mi roczników "Kina" (1933-1939). Bez jego cennej pomocy nie mogłyby powstać rozdziały dotyczace tegoż okresu w "Historii Polskiego Dubbingu".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez bytuch dnia Wto Sie 31, 2010 9:57 am, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rola
Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob Mar 12, 2011 4:21 am Temat postu: |
|
|
Serdecznie dziękuję (obu Panom) za informacje nt. "Siostra Marta jest szpiegiem", to jakby odpowiedź na mój poprzedni wpis na forum
Najwcześniejszy dzień w który wyświetlano ów film to zdaje się 15.I.1935 (przynajmniej nie znalazłem wcześniej w gazetach), biorąc poprawkę na dystrybucję etc. zapewne nagrania dokonano w końcu 1934?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rola dnia Sob Mar 12, 2011 4:26 am, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rola
Dołączył: 19 Lip 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro Gru 21, 2011 12:30 am Temat postu: Re: Rok 1935 |
|
|
bytuch napisał: | Siostra Marta jest szpiegiem |
Nie wiem, czy jest to Państwu wiadome, ale jakby co, to Filmoteka dysponuje kopią naszego dubbingu tego filmu - co prawda odpisali mi, że brakuje gdzieś 1/3, ale dobre i to...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bytuch
Dołączył: 06 Lut 2008
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw Gru 22, 2011 11:28 pm Temat postu: |
|
|
Dzięki za wiadomość. Postaram się dowiedzieć czegoś więcej.
Z okazji zbliżających się ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA I NOWEGO ROKU - chciałbym Życzyć naszym czytelnikom wszystkiego najlepszego! Oby rok 2012 przyniósł nam jak najwięcej wspaniałych dubbingów.
Zbyszek
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez bytuch dnia Nie Gru 25, 2011 11:34 am, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|